DayDream
Nic nie jest bezpieczne, jak mogłoby się zdawać. Twoje wspomnienia, marzenia, sekrety... są na wyciągnięcie ręki. Uważaj śniący. Oni tu są i właśnie po ciebie idą.

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2017-11-05 22:23:22

Samantha Jenkins
Specjalistka we friendzonie
Dołączył: 2017-07-22
Liczba postów: 375
Należność DD: tak
Kim jest w DD: Architekt
AndroidChrome 61.0.3163.98

Nowy Jork, apartamenty Henry'ego Jenkins

Dzień 1
Niektóre rzeczy dzieją się nagle, jak na przykład firmowe przyjęcie ojca. Kolejny gwałtowny awans wstrząsnął nim dosyć mocno, a że udało mu się sprzedać kolejną dobrą firmę za namową ukochanej Nicoletty postanowił zorganizować "stypę". Milion sztucznych, zazdrosnych uśmiechów pomieszanych z radością. Miałam nadzieję, że nie trafię do Nowego Jorku zanim moje życie nie zmieni się na lepsze, ale jak widać się nie udało. To była prawdopodobnie jedyna okazja na zobaczenie Oscara i spotkanie z ojcem po roku. Może za bardzo wygładzałam tę beżową sukienkę, choć prasowałam ją z dziesięć razy. To miało być jak - wejdę i wyjdę. No właśnie, pewnie siedziały tu same szychy w plisowanych garniturkach i kobiety wyciągające od nich najwięcej jak się da, by kupić coś od Gucciego czy Louis Vuitton. Stałam się zbyt stereotypowa? Chryste, byłam w Nowym Jorku, tu połowa ludzi jest chodzącym sterotypem.
Szklane schody prowadziły prosto do ogromnych mahoniowych drzwi, które jakby pachniały dopiero co nową farbą. Wzięłam głęboki oddech i odgarnęłam niesforne kosmyki włosów za ucho. Postanowiłam, że rozpuszczę włosy, a potem je wyprostuję. Może dostrzegą, że przynajmniej się starałam. San Francisco było niby czymś odległym, a jednak pięknym miastem, które o zmroku stawało się świątynią światła pośród gwiazd. Za to te ulice... one zawsze były ruchliwe. Zawsze były też znane z nazw. Tu i tam świat obracał się wokół pieniędzy, a mimo to czułam się przywiązana do małego mieszkanka. Zadzwoniłam do drzwi i postanowiłam wysilić się na najbardziej wspaniałomyślny uśmiech na jaki tylko było mnie stać. Przeniosłam małą czarną kopertkówkę do drugiej dłoni i ostatni raz poprawiłam się. Otworzył mi mężczyzna o gęstym zaroście z obojętnością na twarzy.
- Panna Jenkins, numer siedemnaście. - Wziął ode mnie płaszcz, a ja jak najszybciej go wyminęłam.
Chryste, czy to właśnie był lokaj? To przerażało mnie jeszcze bardziej.
***
Stanęłam przy otwartej sali, opierając się o ścianę. W tle leciała przyjemna muzyka grana na pianinie, a ludzie rozmawiali lub tańczyli walca. No tak, obyczaje Jenkinsów.
- Bu - mruknął chłopiec.
Prawie wyższy ode mnie. Jego garnitur był cały wymięty jakby robił jakieś ćwiczenia.
- Myślałam, że pozwolą ci napić się szampana - przyznałam rozbawiona. - Widzisz gdzieś go?
- Albo taam, ewentualnie tam, albo jeszcze tam. - Oscar wskazał palcem na mężczyzn obejmujących kobiety w błyszczących się sukienkach. - Myślałem, że przyjdziesz z kimś, a tu klapa.
- To impreza rodzinna, nie? - Uniosłam brwi z wahającym się uśmiechem. - Czas kogoś poznać.
I nagle za moimi plecami znalazł się mężczyzna, od którego czułam wodę kolońską na kilometr. Jego idealnie ułożone włosy z wystającą siwizną i jak zwykle wylakierowane buty zdradzały kim jest.
- A więc jednak przyjechałaś Samantho. Oscarze, zostawisz nas na chwilę samych? Dawno nie widziałem twojej siostry.
Chłopak niezauważalnie wywrócił oczami, ale wyszedł (prawdpodobnie po alkohol). Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Ojciec nawet na mnie nie spojrzał, gdy szedł przede mną przez całą salę. W zasadzie nie miał żadnego wyrazu twarzy. Był zwyczajnie obojętny jak wtedy, gdy powiedział, że to koniec.
- Chciałbym, żebyś poznała Nicolettę. Mówiłem ci o niej. Ma świetnego znajomego, z którym dobrze byś wyglądała na jutrzejszej ściance.
What.
- Zaraz.. żartujesz, tak? Ledwo tu przyjechałam.
Miał tak poważny wyraz twarzy, że nie mógł żartować, ale cóż - warto spróbować. Zatrzymał się.
- Myślisz, że nie wiem? - Spojrzał na mnie wzrokiem może i trochę zirytowanym. - Samantho, dobrze wiesz, że nie warto tracić czasu na ludzi, którzy przychodzą i odchodzą. Którzy nie potrafią się zdecydować. Którzy nie są porządni. - Brzmiał surowo jakby miał ochotę mnie ukarać, bo zrobiłam coś złego.
Co on wiedział? Skąd on to wiedział? Miał szpiegów?
- To moja decyzja, radzę sobie w życiu i nie musisz mi w niczym pomagać.
- To dzięki mnie otrzymałaś stanowisko tam, gdzie się znajdujesz. - Prychnął. - Mogę zrobić o wiele więcej lub... sprawić, że wszystko na co pracowałaś.. no wiesz, runie. Potrzebuję cię ten jeden raz. Nie widzimy się praktycznie wcale, więc pozwól, że twój brak gościa pójdzie w niepamięć. Michael jest młodym biznesmenem, który sporo osiągnął.
Czułam się jakbym spadała w jakąś otchłań i nic nie było w stanie mnie uratować. Nie, to był gniew. Czysta frustracja. Ludzie przychodzą i odchodzą. Niby miał rację, powinnam to rzucić w cholerę i już dawno odpuścić. Ale coś mi nie pozwalało. Byłam jak kotwica zaczepiona na dnie oceanu. A kto był twoim ocenaem?
- Jeden raz. Parę zdjęć, każdy zapomni po kilku dniach. Nicoletta chciała cię jeszcze poznać, a nie mogłem jej odmówić.
I po co tu przyjeżdżałam? Wiedziałam, że to nie przyniesie dobrych skutków, wiedziałam. On miał władzę. On był znany. Mógł kłamać, ludzie mu wierzyli. Poczułam jak momentalnie robi mi się niedobrze. Musiałam wyjść.

Dzień 2
- Sam, mówiłem, że chcę wyjechać - nalegał. - Dobrze wiesz, że ten pojeb mnie nie puści. Jesteś dorosła, możesz mnie wziąć. Prywatne szkoły są do dupy. Obiecałaś mi kiedyś coś.
Oscar chodził tam i z powrotem po swoim pokoju. Można powiedzieć, że jego gniazdo było pokroju mojego mieszkania. No cóż, on mógł sobie pozwolić na to co chciał. Ojciec mógł na to pozwolić.
- Obiecałam, że po ciebie wrócę, jak będziesz pełnoletni. - Westchnęłam. - Masz czternaście lat.
- I gównianego ojca. Błagam cię, znalazłem szkołę, mam mnóstwo kasy od niego. Będę ci pomagał, jak coś to wyślesz mnie na bruk. Jego niemiecka Kylie Jenner jest straszna. - Skrzywił się.
- To Włoszka - upomniałam go, nie mogąc powstrzymać chichotu pod nosem. - Rozmawiałeś z mamą?
- Jest w Polsce. W POLSCE.
- Masz tutaj przyjaciół, Oscar - zaznaczyłam. - A ja ciągle jestem w pracy.
- Już ja widzę tę waszą pracę. - Poruszył zabawnie brwiami. - Poradzę sobie. Nie obciążę cię.
Już miałam uderzyć się w twarz. Fakt, Oscar był mądry. Poradziłby sobie ze swoim charakterem, ale... był młody.
- Porozmawiam z tatą.
Myślisz, że po tym jak się zachowałaś pozwoli ci na zabranie Oscara do San Francisco? To nie jest proste.
Ale mogło się udać.
- Wiesz gdzie jest ten cały Michael? Wiesz, pupilek ojca - odparłam.
- Powinien być w pokoju 117. Dałem mu wybielacz do szamponu, ogarniasz? Frajer się nie skapnął. - Parsknął i ściągnął krawat.
***
Czasem pojawia się uczucie zwątpienia w siebie. Na przykład, gdy twój młodszy brat prosi cię o wyjazd do San Francisco, a jednocześnie umówienie się z jakimś idiotą. Ale co miałam do stracenia? Zapukałam do drzwi i czekałam aż otworzy. Kiedyś nigdy bym tego nie zrobiła. To było jak poniżenie własnej godności.
A wtedy wyszedł. Włosy miał zaczesane do tyłu, a na twarzy widniał kilkudniowy zarost. Wyglądał jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Dziwny, bajerancki uśmiech jak u szesnastolatka dodawał mu, niektórzy by powiedzieli, że uczucia, przez które pragnęło się na niego patrzeć. Nie u mnie.
- Michael Keaton, prawda? - Uśmiechnęłam się nieśmiało. - Samantha Jenkins.
Spojrzał na mnie, a dopiero po chwili sobie uświadomił kim jestem.
- Sammy? Myślałem, że już nie przyjdziesz - odparł z czystą ulgą.
Też tak myślałam.
- Plany się zmieniły. Pomyślałam, że... zechciałbyś towarzyszyć mi na dzisiejszym spotkaniu rady. - Weszłam do środka i usiadłam na krześle.
- Miałem cię pytać o to samo. Chyba dobraliśmy się w sam raz. - Zaśmiał się.
To było dosyć niezręczne. Ja czułam się niezręcznie w jego obecności. Ale to miał być tylko jeden wieczór. Co mogło wydarzyć się jednego wieczoru?
- Moglibyśmy przejść do rzeczy? - zapytałam po chwili. - Gdzie mam się pojawić?
- Przyjdę po ciebie o ósmej - odparł najwyraźniej zadowolony. - Pojawi się telewizja, dziennikarze... cała masa ludzi. Każdy usłyszy o sukcesie twojego ojca i nowej formie tego, co przygotował. Pewnie jesteś z niego dumna, co?
***
Błyski fleszy to za dużo. Reporterzy - jeszcze więcej. Próbowałam się wyrwać od Michaela, który mocno trzymał mnie za rękę jakby się bał, że odlecę. Drugą chwycił mnie w talii, ale zjeżdżał niebezpiecznie nisko. Co mogło wydarzyć się jednego wieczoru? Za dużo.
Tłok mnie przytłaczał. Potrzebowałam chwili na jeden spokojny oddech. Chwili na to, żeby usłyszeć, że w San Francisco wszystko w porządku, że u niektórych osób wszystko w porządku.
- Czy to prawda, że połączyło was wspólne zainteresowanie do architektury? - zapytał ktoś.
Pytań było coraz więcej.
- Nie jesteśmy ni... - Mężczyzna mnie automatycznie uciszył.
- Gdy tylko się zobaczyliśmy, od razu wiedziałem, że to odpowiednia osoba, z którą można rozmawiać o architekturze.
- Czy to prawda, że...? - Za każdym razem coś odpowiadał, choć pokazywałam mu na wszelkie możliwe sposoby, że to koniec.
Później już nie mogłam dłużej. Odciągnęłam go na bok. Na to się nie umawialiśmy.
- Co ty wyprawiasz? - syknęłam.
- Daję im to czego chcą. No i szef chce. Nie przesadzaj, Sammy. - Westchnął.
- Samantho. Mam na imię Samantha - wycedziłam. - Idziemy na ostatni bal. Nie chcę żadnych dziwnych przypadków.

Dzień 3
- Zrobiłam co chciałeś, więc teraz dotrzymaj obietnicy. Dzisiaj wyjeżdżamy z Oscarem. - Skrzyżowałam ramiona.
Nie, to nie tak, że źle się z tym czułam. Miałam gdzieś tego całego Michaela i jego zagrywki, ale to było przeciw mnie. Jakbym wiedziała, że nie mogę zrobić danej rzeczy, bo to nie moja broszka.
- Potrzebuję informacji na ile. Muszę zapewnić mu to, czego wasza matka nie jest w stanie - mruknął. - A poza tym, zadowolona z wczorajszego wydarzenia? Media mają ogromną ilość materiałów. Jestem ci w pewnym sensie wdzięczny.
Pomińmy tylko fakt, że ona siedziała w Polsce i walczyła o prawa do Oscara. A wszystko było winą ojca. Był rekinem biznesu i kasował każdego na swojej drodze. A to, że potrzebował kolejnego niuansu do portfolia, żeby każdy spekulował, co się dzieje w jego rodzinie było już inną sprawą. Dręczącą sprawą.
- Możesz im powiedzieć, że nasz związek gwałtownie się rozpadł, a jego ornamenty mnie przytłoczyły - rzuciłam ze sztucznym uśmiechem. - Nie masz dość tej całej cholernej szopki? Po co to wszystko?
- Potrzebuję tego, czego każda gwiazda. Nowości, Samantho. Nie obracasz się w takich kręgach, pozostajesz w cieniu, a mogłabyś mieć wszystko. Sławę, pieniądze i bogatego biznesmena. - Wyliczył na palcach u rąk. - Znalazłaś nieodpowiednią osobę. Wspomnisz moje słowa, gdy dostrzeżesz, że nie możesz dać mu wszystkiego.
- Więc teraz zmieniasz się w opiekuńczego tatusia. Przekonujące, ale pomyślmy... sam chodzisz z o trzy lata starszą ode mnie dziewczyną. Nie przemyślałeś wszystkiego. A teraz pozwól, że wyjdę tymi oto drzwiami z moim bratem, zapominając jakie obrzydliwe sytuacje miały tu miejsce. - Podniosłam się z fotela i ruszyłam w stronę wyjścia. - Nie zobaczysz mnie tu więcej.
- Spokojnie, wpadnę wizytą do San Francisco sprawdzić jak się miewają interesy w pracy. Nawet nie będziesz wiedziała kiedy, ale żeby cię nie martwić, drzwi zawsze są otwarte. Michael pojedzie z wami, bo wysiada dalej. Do zobaczenia.
To mi zmroziło krew w żyłach. Ale nawet jeśli... nie zniszczy mi życia. Nie zniszczy życia nikomu w San Francisco. On miał Nowy Jork.


Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
giphy.gif
tumblr_o4kjae2Z3m1tyu5xko1_500.gif

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
at - polandminecraft - osiedlewolnosci - jablonkowo - kp