Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
Wróciłam do pomieszczenia, gdy usłyszałam strzał. John zerwał się z kanapy.
- Coś się dzieje - powiedział zaalarmowany.
- Och! - Weszłam w rolę wściekłej żony. - To pewnie któryś z ogrodników musi uciekać przed hordą twoich mutantów!
Prychnęłam. Kątem oka zobaczyłam Aleksa. Odwróciłam się tyłem do swojego męża i skrzyżowałam dłonie na piersiach.
- Przemyślałam sprawę. Odchodzę - powiedziałam znowu płaczliwym tonem.
- Andrea...
- I zabieram dzieci! - Dodałam.
Offline
Poszedłem za odglosem strzału. Aż do piwnicy, tylko te drzwi zamknięte... Zacząłem w nie drapac, może dziewczyny usłyszą i mi otworzą.. Po zaledwie kilku sekundach do moich nozdrzy dotarł zapach krwi.
Offline
Spojrzałam na nią bez żadnego współczucia. To tylko zwierzę.
- Idziemy - przytaknęłam i pośpiesznie otworzyłam drzwi. Wyszliśmy na oświetlony biały korytarz. Niemal, jak w szpitalu. - Laboratorium są zazwyczaj na dole. Idziemy w prawo i... i schodami w dół - dodałam, widząc to, czego się spodziewałam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Kiedy się obudzisz tego już nie będzie.
- Zgadza się. - Włożyłam rękę do kieszeni przy okazji przyciskając ją do materiału, aby zatamować krew. - Gorzej jak coś znowu na nas wyskoczy. Głupi świat - mruknęłam z westchnieniem.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Psy na razie skupiły uwagę na Murph i Samancie, ale miałam dziwne wrażenie, że coś zawsze może zaatakować mnie. Choć... to by nie było takie głupie. Choć będzie straaasznie bolało. Odwróciłam się gwałtownie.
- Albo powiesz mi teraz, co się dzieje w tym domu albo cię zostawię. Nie mogę wiecznie żyć w kłamstwie - powiedziałam poważnie.
- Kochanie... nie mogę.
- Jak nie możesz, to....
Prawie powiedziałam coś pokroju "jak nie mogę to przez nogę i dalej mogę", ale się powstrzymałam.
- Jak nie możesz, to nie mamy o czym rozmawiać.
Mężczyzna westchnął.
- Czy jeśli ci pokażę, to zostaniesz? - Zapytał z nadzieją.
Zastanowiłam się.
- Niczego nie obiecuję.
Offline
Lekko znudzony położylem się na ziemi.
Offline
- Wtedy zabijesz. Widzę, że masz wprawę w tym co robisz - zakpiłam, nie zwalniając tempa. Musiałyśmy znaleźć notatki. Inna opcja nie wchodziła w grę.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Wiesz, że nie o to chodzi - syknęłam. - To coś mogło mnie zabić. Mam zamiar dopilnować, żeby to się powiodło i... a zresztą, po cholerę ci to tłumaczę i tak cię to nie obchodzi. - Spojrzałam na nią karcąco i otworzyłam drzwi do laboratorium podanym kodem.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Mężczyzna poprowadził mnie do pomieszczenia za kuchnią. To chyba jakiś schowek. Z tego co pamiętam, dziewczyny poszły drogą prowadzącą prosto do laboratorium. Może stworzyły jeszcze jakąś dodatkową? To w sumie logiczne. Z tego co pamiętam, zawsze tworzy się dodatkowe drogi. A może mi się wydawało? Idk. Walić to, nie jestem architektką.
John odrzucił miotły i przesunął pudło, po czym otworzył klapę w podłodze.
- FAFIK! - Zawołałam.
- Chcesz tam znosić psa? - Zapytał zdziwiony John.
Spojrzałam na niego z wyższością.
- Może w razie jakby twoje mutanty mnie zaatakowały, ktoś mnie obroni.
Offline
Pobiegłem do dziewczyny. Ciekawe czy Ward by zgodził się na jakąś maskotkę DayDream...
Offline
Wzruszyłam ramionami z kamienną miną.
- Masz rację. Twoja osoba niezbyt mnie interesuję - odparłam szczerze, przechodząc między blatami. - Im szybciej skończymy, tym szybciej zakończy się moja współpraca z tobą. Do roboty, Sam - burknęłam, w międzyczasie przeglądając jakieś papiery.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Wzięłam psa na ręce.
- Kochanie, jesteś pewna, że chcesz nieść tam psa? - Zapytał John niepewnie.
- Tak, jestem pewna - westchnęłam.
Jejku, ta baba była okropną żoną.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam drabinę. No cóż... JEdną ręką trzymałam sie drabinki a drugą trzymałam Aleksa. Kiedy zeszłam na dół nachyliłam się do jego ucha.
- Ugh, gruby jesteś - wyszeptałam, czekając na Johna.
Offline
-Albo ty słaba-Zszedlem z jej rąk.
Offline
- Właśnie to robię, Murph - odparłam z kwaśnym uśmiechem. - Och, choć wiesz co? Przynajmniej nie próbujesz bawić się teraz w zabójcę. To jest zdecydowanie plus - wyznałam z ironią, otwierając kolejną szufladę.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
- Albo oba - zachichotałam.
- Mówiłaś coś? - Usłyszałam głos, po czym John zszedł na dół.
Pokręciłam głową.
- Idźmy już - wyszeptałam smutno.
Ruszyliśmy ciemnym korytarzem. Słyszałam wycie psów. Byłam zaalarmowana. Czy Aleks jako pies czuł w jakiej są odległości?
- Ach, zmieniając temat, musimy zabrać Fafika na kastrację, mówiłam ci o tym - westchnęłam, starając się nie roześmiać.
Offline
Spojrzałem na nią. Pikrecilem niezauwazalnie pyszczkiem i przyspieszylem, obwachujac wszytko. Te psy są dość blisko...
Offline
- To misja. - Upomniałam ją. - Nie bądź dziecinna. Potrzebujemy informacji, a nie twojego trupa. Chociaż nie ukrywam, że samej tutaj byłoby o wiele przyjemniej - mruknęłam ironicznie.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zmartwiłam się, słysząc szczekanie.
- Czy one na pewno mnie nie zaatakują? - Zapytałam niepewnie. Sama nie byłam pewna, czy nadal gram.
- Nie powinny... - wyszeptał.
Kurczę... Może jak umrę, to kupię trochę czasu dziewczynom, gdy on zajmie sie opłakiwaniem mnie?
Offline
Wszedłem do pomieszczenia, gdzie było dużo klatek i zmutowanych psów. Jak on może im coś takiego robić..
Offline
- Co ty nie powiesz. Akurat o dziecinnym zachowaniu powinnaś wiedzieć najwięcej - zauważyłam, prychając.
Przejrzałam wszystkie papiery w jednej, konkretnej szufladzie, ale była tylko jedna informacja.
- Poroskładał to wszędzie. Tu jest jedno. - Położyłam przed nią dokument i wróciłam do poszukiwań.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Zeszłam na dół i aż pisnęłam. To znaczy widziałam już je wcześniej, więc mnie to nie zdziwiło, ale to było creeeeeeeepy.
- Jak możesz... - westchnęłam.
Przeszłam dalej pomiędzy klatkami. Jeśli one się otworzą...
- To nie jest wszystko, prawda? - Powiedziałam, zaciskając zęby. - Widać po tobie, że masz jeszcze jakąś tajemnicę.
Gdzie są dziewczyny? Czy te psy naprawdę je zaatakowały?
Mężczyzna niby bezwiednie obróćił się w stronę ściany. Oho. Czyżby jakaś skrytka? Sejf?
Offline
Warknalem na niego. Aż się chce go zagryzc.
Offline
- Stajesz się nieznośna, a przez całą drogę tutaj nawet cię nie zauważałam - dodałam ostro. Wyjęłam z szuflady plik papierów i pośpiesznie przejrzałam. Cholera, nie było tego na wierzchu. Zaczęłam przeszukiwać kolejne szafki, chociaż jedną ręką było to zdecydowanie za trudne.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Fafik! Do nogi! - Zawołałam.
Coś tu było nie tak. Podświadomość powinna dawno nas zaatakować. Miałam nadzieję, że nie ukrywały się gdzieś tutaj...
Offline
Podszedłem do niej. Coś na pewno jest nie tak.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna