Nie jesteś zalogowany na forum.
John Wesdey, z pozoru kochający mąż i troskliwy ojciec, ale pozory często zwodzą, prawda? Tak naprawdę profesor i zagorzały fan psów ukrywa wiele sekretów, nawet przed swoją rodziną. W swojej rezydencji świetnie ukrywa laboratorium, gdzie przeprowadza mnóstwo badań i eksperymentów na zwierzętach, czego wynikiem powstają mutanty. Obecnie John Wesdey przebywa w hotelu, w sprawie spotkania biznesmenowego. Okazał się być łatwym celem członków DayDream, czy również łatwym będzie we śnie?
Cel: Przedostać się przez stado dzikich psów, odnaleźć laboratorium i profesora oraz wyciągnąć z niego tajniki jego "pracy".
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Spadamy na ziemię przed domem Wesdeya. Mojego męża. No nie wierzę, jestem mężatką! Podniosłam się z ziemi i otrzepałam sukienkę. Pozostali też już zaczęli się pojawiać.
Spojrzałam w dół.
- Łooo, w końcu mam porządne cycki i trzymający je stanik! - Powiedziałam podjarana.
Ostatnio edytowany przez Raelynn Schmidt (2017-09-16 20:38:47)
Offline
Ledwo utrzymałam równowagę, gdy spadłam na asfalt. Rozejrzałam się za siebie, a później spojrzałam na pozostałych. Aleks... był psem przez co naprawdę dziwnie spoglądało się na niego.
- Musimy być ostrożni. Gość jest nieprzewidywalny - zaczęłam.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Dziwne uczucie być psem. Ta perspektywa... I mnóstwo nowych zapachów. Poszedłem za jednym z nich i doszedłem do Murph. Ehh... Ja chcę być znów człowiekiem...
Offline
Spojrzałam na niego z pustką w oczach.
- Kto by pomyślał, że dostąpi cię zaszczyt tylu suk w pobliżu. Artemia już ci nie wystarcza? - mruknęłam niewzruszona i ruszyłam do przodu. - Idziemy. Zadanie na nas czeka.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Wywróciłam oczami, gdy usłyszałam obelgę w stronę Aleksa.
- Murph, jesteśmy na misji. Nie możesz wstrzymać swojego ciętego języka na potem? - Zacisnęłam usta w wąską kreskę, wypatrując odpowiedniego pokoju wśród okien.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
- Doskonale wiem, że jesteśmy na misji. Nie zmienia to jednak faktu, że ten idiota powinien umrzeć - warknęłam i przyśpieszyłam tempa, zostawiając pozostałych w tyle.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Och błagam was. Czemu wy wszyscy jesteście tacy sztywni? - Jęknęłam.
W końcu byłam najwyższa z nich wszystkich! A nie jak zwykle, ugh.
- W sumie, czemu Murph jest wysyłana z Aleksem na misje? Bez sensu jak blat z kredensu.
Offline
Poszedłem za dziewczynami.
Przy okazji myśląc co zrobić by Murph była milsza. Trochę zboczylem z drogi i wziąłem patyk. Podszedłem do Murph z nim w pysku i usiadłem przed nią, przechylajac lekko głowę w bok.
Offline
- Jakie to urocze! - Zaśmiałam się cicho, patrząc na Aleksa.
Offline
Zmrużyłam oczy zirytowana.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - oznajmiłam twardo, jednak wzięłam od niego patyk. W chwili, gdy otworzył szerzej pysk, włożyłam mu go głęboko do gardła. - Wal się. Psy to uwielbiają - syknęłam. Zbliżaliśmy się do budynku.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
"Śmiej się i płacz" od razu przyszło mi do głowy, gdy patrzyłam na nich, ale nie skomentowałam tego. To było po prostu... niczym z jakieś dziwnej komedii romantycznej. I w tym momencie usłyszałam odgłos zwierzęcia.
- Aleks, to ty? - Zmarszczyłam brwi, ale potem usłyszałam tego coraz więcej. - Cholera.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Wyplulem z trudnością patyk i zjerzylem sierść, słysząc inne psy. Po chwili w naszą stronę zaczęło biec dość duże stado. Zawarczalem i pobiegłem przed Murph. Następnie skończyłem na nia, przewracajac, dzięki czemu jeden z tych psów, przeskoczył ją. Szybko spojrzałem na nią i zaatakowalem go.
Offline
Pisnęłam.
Kurcze. Kurcze! To bardzo, bardzo, bardzo źle!
Rozejrzałam się. Przecież nie mogłam strzelać do tych psów! Jeśli gościu u którego śnimy to usłyszy, to będziemy mieli przerąbane! Złapałam do ręki kija, który przyniósł Aleks i przywaliłam jednemu z psów, które akurat chciały się na mnie rzucić. Aaaa, czemu podświadomość musisz zawsze jakoś atakować?! Przecież nie zrobiliśmy nic, co naruszyłoby go aż tak bardzo!
Ostatnio edytowany przez Raelynn Schmidt (2017-09-16 21:09:16)
Offline
Upadłam na ziemię, uderzając głową o kamień. Cholera. Przymknęłam oczy, lecz zaraz musiałam je otworzyć, bo coś mokrego zaczęło skapywać mi na czoło. Zamrugałam szybciej, widząc psa. Nie, to nie był pies. Monstrum o dwóch głowach, tępo wpatrujące się w moją twarz, jakby zaraz miało zaatakować. Zasłoniłam twarz rękoma i pisnęłam, gdy ugryzł mnie w nadgarstek i zaczął nim szarpać. Skup się Murph.Pośpiesznie podciągnęłam nogi do góry, kopiąc go z całej siły w pysk, gdy nagle na ganku zapaliło się światło i dało się słyszeć otwierany zamek drzwi. Nie, nie, nie. Nasiliłam uderzenia i w ostatniej siły pociągnęłam Samanthę za krzaki. Rae, działaj.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zwierzęta zbiegły się w jedno miejsce, ale jeden z nich wciąż coś wyczuwał. Ledwo się zorientowałam, a już byłam ukryta.
- Nic ci nie jest? - zapytałam najciszej jak mogłam, po czym przyjrzałam się dokładniej. - Nie wygląda to dobrze - mruknęłam.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Dziewczyny ukryly się, a ja cofnalem do Raelynn.
Offline
Z domu wyszedł mężczyzna. Był widocznie zaskoczony moim widokiem.
- Kochanie? - Zapytał. W jego głosie usłyszałam nutkę strachu.
Po walce z psami wyglądałam jak siódme nieszczęście. Aleks stanął obok mnie. Dobrze było go tutaj mieć.
W moich oczach zebrały się łzy.
- Wracałam do domu po spotkaniu z przyjaciółkami i zaatakowały mnie jakieś mutanty! - Powiedziałam oskarżycielskim i częściowo płaczliwym tonem. - Jak mi to wyjaśnisz, John?
- Ja... - Teraz było naprawdę widać po nim strach. - Może wejdziemy do środka i wszystko ci...
- Nie chcę twoich wyjaśnień! - Krzyknęłam.
Oczywiście zrobił to, czego się spodziewałam. Objął mnie i zaczął prowadzić w stronę domu.
- Spokojnie... Wytłumaczę ci.
Westchnęłam.
- Fafik! Do nogi! - Powiedziałam, gdy Aleks nie ruszył się z miejsca.
Offline
Zabije.
Poszedłem za nimi, wesoło machajac ogonem i udając szczęśliwego psa.
Offline
- Nic mi nie jest. - Wycedziłam przez zęby. Przerwałam swoją koszulkę i owinęłam nią nadgarstek. Myślałam, że zwymiotuję na widok poszarpanej skóry. - Musimy iść dalej - mruknęłam, wyglądając zza krzaka. - Raelynn z Aleksem weszli.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Musimy dotrzeć do laboratorium - zaznaczyłam. - To łatwiejsze, jeśli go na trochę przytrzymają. Aleks obroni Rae - stwierdziłam, słysząc urywki rozmowy. - Teraz pytanie czy na dole. - Zastanowiłam się.
Dźwięki ucichły, a mimo to, wciąż miałam wrażenie, że słyszę zwierzę.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Na chwilę wyskoczyłam do łazienki pod pretekstem ogarnięcia się aka zmycia pływającego od łez tuszu. Aleks podreptał za mną, jako że miał mnie pilnować.
- Możesz trochę powęszyć - wyszeptałam do niego. - Po prostu nie oddalaj się za daleko, okay?
Offline
-Jasne.-Wyszedłem z łazienki i zacząłem weszyc. Tak dużo zapachu, mmm kurczak w piekarniku! Zamerdalem ogonem.
Offline
- Z tyłu domu powinna być piwnica. Okienko. Zmieścimy się. - Zaznaczyłam i kucnęłam. Kilka minut zajęło nam przejście w wyznaczone miejsce, na szczęście obyło się bez niespodzianek. Wybiłam nogą szybę i powoli spuściliśmy się w ciemności. - Teraz... - Przerwało mi warczenie w rogu pomieszczenia. Na przeciw nam wyszło zwierzę z sześcioma nogami. - Sam. - Zwróciłam jej uwagę, stając nieruchomo.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Coraz głośniej... zbliżało się do nas. To nie był zwykły pies. Mutant z sześcioma odnóżami i dziwnie przekręconym pyskiem, spoglądał na nas jak na nową zdobycz. Po chwili czułam tylko jak upadam na plecy prosto na podłogę, a to coś wbija się kłami w moje ciało i próuje rozerwać ubrania. Syknęłam z bólu, próbując go odepchnąć, ale gdy tylko to się stało, ugryzł mnie w dłoń. Masz pistolet w kieszeni, dalej użyj go. Druga ręka była wolna, więc na chybił trafił, szybko strzeliłam. Najszybciej jak mogłam. Ledwo czując siebie i opierając o najbliższą ścianę, podniosłam się.
- Po nim. Idziemy - odparłam słabo.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline