Nie jesteś zalogowany na forum.



Po prawej stronie znajduje się przejście do "torturowni".


Offline


Zapukałem do gabinetu Devona. Czułem się dziwnie z myślą, że właśnie zdradzałem brata, ale popędzała mną adrenalina, która wręcz nie pozwalała odpuścić. W dodatku myśl, że ukrywał przede mną DayDream nie pomagała. Obaj spieprzyliśmy sprawę.


Offline


- Jesteś paskudny, Devuś - mruknąłem z uśmiechem na twarzy, przeglądając się ochoczo w ogromnym lustrze. Czerwony krawat idealnie pasował do bordowych plam na mojej twarzy. Ta była gorzka, ouch. - Wejść - rzuciłem, wyciągając szmatkę z wewnętrznej kieszeni. - Och, George. Co nowego?
Ostatnio edytowany przez Devon (2017-08-27 18:50:54)


Offline


Chwilowo odebrało mi mowę. Krew na jego twarzy.
- Um. - Przełknąłem wielką gulę w gardle. To samo zrobi z Samanthą? Z Murph i Aleksandrem? - Udało się. Mamy ją. Siedzi już na dole, a dziewczyna z chłopakiem są nieprzytomni. Czekamy, aż się wybudzą, aby Seraphine mogła zacząć akc... - I w tym momencie z jego marynarki wypadł kawałek palca. Patrzyłem na to z niedowierzaniem, natychmiast się odwracając. Czułem, że zawartość mojego żołądka zaraz wyląduje na ziemi.


Offline


- Auch! - Zagwizdałem pod nosem i schyliłem się po moją dzisiejszą zdobyć. - George, twoja twarz jest dziwnie skrzywiona - oznajmiłem, oglądając palec ze wszystkich stron, na przemian odmuchując z kurzu, którego i tak nie było. Postawiłem go na wysokości moich oczy i zbliżyłem do mężczyzny. - Uważasz, że powinienem odciąć te żyłki? - spytałem, ukazując go przed jego twarzą. Palcami u drugiej dłoni zacząłem nimi huśtać. - Masz rację, psują całą koncepcję.


Offline


Zakryłem dłonią usta, ponownie odwracając się od niego.
- Devon, zaraz zwymiotuję. Przestań. - Lecz, gdy w myślach ponownie trafiłem na obraz tego.. uch. Dostrzegłem jakiś karton na jego biurku, bez wahania podbiegłem i zwymiotowałem do niego. Kilka minut zajęło mi ogarnięcie się, aż w końcu skrzywiony oddaliłem się od wymiocin. - Schowaj to, jeśli nie chcesz ponieść więcej start. - Odetchnąłem głębiej, przymykając oczy.


Offline


- Dzieciak z ciebie - mruknąłem i okrywając palca w chusteczkę, schowałem z powrotem do kieszeni. Zbliżyłem się do kartonu, zaglądając do niego. - Huh, zniszczyłeś dość ważne papiery, ale za to załatwiłeś kolację naszej Claudii - powiedziałem spokojnie z nutką rozbawienia. Z powrotem zasiadłem za biurko, ściągając wymiociny na dół.


Offline


Spojrzałem na niego nie dowierzając.
- Czekamy na ciebie na dole - powiedziałem jedynie i czym prędzej opuściłem jego gabinet. Boże, nigdy więcej.


Offline


Przerzuciłem sobie fartuch przez głowę i ochoczo przeszedłem do torturowni. Widząc już związaną dziewczynę na stole, uśmiechnąłem się szerzej.
- Witaj, moja droga - powiedziałem cichym, z pozoru łagodnym tonem. Zacząłem zakładać rękawiczki. - Pomówmy.


Offline


Przewrocilam oczami.
-Nie będę z tobą rozmawiać.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


- Och, nie będzie bardzo bolało, kotku - mruknąłem, obchodząc stół. Zatrzymałem się przy tablicy z narzędziami. - Powiedz, jak smakowała ci kolacja? - Może młotek? Nie, to jeszcze nie to. Albo siekiera? Lepiej, ale nie do końca. Młot pneumatyczny? Wspaniale.


Offline


Milczalam. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, czy odpowiadać na pytania.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


Odwróciłem się do niej z pytającym spojrzeniem. Skalpel. Zdecydowanie skalpel.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, skarbie. Pozwól więc, że wyświadczę przysługę innym - wyjaśniłem i najpierw założyłem jej na twarz szczypce do rozszerzenia buzi. - Nie będzie bolało - mruknąłem i łapiąc za jej język, odciąłem czubek. Krew trysnęła mi na twarz. Ouch, mogłem założyć te okulary. - Kochanie, nie rzucaj się tak, bo twoje migdałki korcą.


Offline


Rzucalam się ciągle. Boże, jak w domu normalnie... Czułam ból. Jak tylko się uwolnie to się zemszcze.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


Wziąłem końcówkę w palce.
- Hm. - Zdziwiłem się, spoglądając na nią. - Nie mówili ci o tym, że za dużo ssania powoduje plamki na języku? - W zastanowieniu przyglądałem się cząstce. Odłożyłem ją do osobnego pojemnika i obtarłem twarz fartuchem.


Offline


-Mógłbyś się postarać nad torturami, bo jakieś słabe są.-Przewrocilam oczami. -Nawet moi głupi rodzice potrafili lepiej.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


- Są świetne - zastrzegłem gwałtownie. - Wybacz, w tek kwestii będę inteligentniejszy i zachowam granicę, która oznacza nie obrażanie siebie nawzajem - odparłem już spokojniej. Zerwałem koszule z jej ciała, odsłaniając górę. Przejechałem skalpelem od szyi w dół, zostawiając rozciętą skórę. Jednak zabawa zaczęła się dopiero przy odcinaniu sutków.


Offline


Nadal się rzucalam. Muszę się uwolnić. I nie krzyczeć. Nie krzyczeć. Zajebie go.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


- Co wiesz o DayDream, Claudio? - mruknąłem, a skalpelem powędrowałem w dół. Zastanawiałem się na jak dużo mogłem sobie pozwolić. Och, pójdę na całość, jak zawsze.


Offline


-Jakim DayDream? Nie wiem co to jest.-Warknelam.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


W mojej głowie zasiało się ziarenko niepewności.
- Kłamiesz - stwierdziłem i odłożyłem skalpel na bok. Podrapałem się po brodzie, myśląc co by tu dalej. Ach, tak. Prawie bym zapomniał. Wziąłem w dłoń siekierę, spoglądając na jej ząbki. - Cóż, nie jest naostrzona, ale co to za ból dla takiej istotki, jak ty - mruknąłem z uśmiechem na twarzy. Podszedłem do niej i przymierzyłem się do odcięcia najmniejszego z palców.


Offline


-Nie kłamie, nie wiem co to. Skąd mam niby wiedzieć?-Przewrocilam oczami. Patrząc co ten człowiek robi.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


I... aps! Palec powędrował tuż do mnie, tym razem postarałem się bez zbędnych żyłek. Na mojej twarzy zawitał szerszy uśmiech.
- Porozmawiamy kiedy indziej, skarbie. Teraz muszę zająć się tym okazem. - Westchnąłem z aprobatą i wyszedłem z pomieszczenia, uprzednio wołając kogoś, aby posprzątał ten bajzel.


Offline


-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać!-Krzyknelam za nim.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline


Patrzyłem na tego łamagę spod przymrużonych oczu.
- Nic wartościowego. - Ziewnąłem, spoglądając na rozpruty brzuch trzydziestoletniego faceta, wiszącego na linie głową w dół. - Moglibyście się naprawdę postarać, moi drodzy. - Zmroziłem ich wzrokiem kompletnie znudzony. - A teraz przyprowadźcie tę dzikuskę. Chcę z nią pomówić.


Offline