Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Zrzucilem ją z siebie i uderzylem kilkrotnie w brzuch.
Offline
Zrobiło mi się słabo, a mój żołądek zrobił fikołka. Ledwo zipiałam, zauważyłam, że on również.
- Nienawidzę cię - wychrypiałam, kiedy wreszcie udało mi się zablokować kolejne ataki, wstałam i złapałam go za uchu, ciągnąc z całej siły w bok.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-A ja Cię nawet lubię-Uderzylem ja ponownie by mnie puściła. Gdy to zrobiła to odsunalem się na bezpieczną odległość.
Offline
Opadłam zmęczona na ścianę. Ledwo oddychałam, patrzyłam na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Cc... co? - Skrzywiłam się. Z wargi poleciała mi strużka krwi, metaliczny smak w buzi nie dawał mi spokoju.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-To co słyszałaś Collins..-Oddychalem ciężko.
Offline
Byłam zdezorientowana. Nie, to mało powiedziane. Szok, jako mnie ogarnął był nie do zniesienia.
- Ale... - Jakie było "Ale"? - Ty mnie nienawidzisz, White! Nie, tak nie może być - burknęłam, nawet z lekka spanikowana. Chciałam stąd wyjść. Natychmiast.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Cśś. - Przyłożyłam palec do ust i spojrzałam na nich jednoznacznie. - Mniej rozmawiania moi drodzy. Na dziś koniec lekcji. Widzimy się jutro z samego rana, kochani. - Zagryzłam wargę z majaczącym uśmiechem na twarzy.
Kilku strażników pomogło mi się z nimi uporać i spiąć ich ręce kajdankami.
- Samantho, moja droga... powierzam ci zadanie pilnowania ich! - zawołałam do dziewczyny związanej na krześle. - Trzeba pomyśleć nad elektrycznym - wymruczałam i spojrzałam na nich radośnie. - Adios, biczys.
Offline
-Nienawidzę Cię? Niby od kiedy..?-Westchnalem. Trzeba znaleźć wyjście.
Offline
- Nienawidzisz mnie... - wymruczałam jedynie, kiedy ciemność kompletnie mnie ogarnęła. Jak mogło być inaczej? Musiał mnie nienawidzić. Musiał.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Gdy tylko dziewczyna wyszła, przymknęłam lekko oczy, starając się skupić. Niemiłosiernie bolała mnie głowam, co nie było dobrą opcją, bo musiałam wymyślić jakiś plan na trzeźwo, a ta dwójka miała się zabić.
- Nie żebym wam miała przeszkadzać - mruknęłam zdenerwowana. - Ale nie macie tam czegokolwiek ostrego, niedaleko was?
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Rozejrzalem się.
-Nie, kolo mnie nie ma..-pokrecilem głową.
Offline
/Nieprzytomna//Ale obok niej leży niewielki nóż/
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Wzięłam głęboki oddech. Nie panikuj, skup się na czymś.
- Aleks, co z Murph? - zapytałam w miarę spokojnie/
Byłam kłębkiem nerwów. Jak to możliwe, że... poza tym znałam tę osobę.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Wstałem jakoś i podszedłem do Collins.
-Nie żyje-Powiedziałem, ale widząc reakcję Sammy zasmialem się. -Nie no, tylko jest nie przytomna.
Rozejrzalem się i ujrzałem niewielki nóż.
-Mam nóż, podać ci?
Offline
- CO - wykrztusiłam z początku, ale gdy dodał kolejne słowa uspokoiłam się na chwilę. - Zabiję. Podaj - poprosiłam.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Podałem Sam nóż.
-Wiesz jak stąd wyjść?
Offline
- Może... - powiedziałam ledwo dosłyszalnie.
Kto chciał naszej śmierci? I po co? Powoli próbowałam rozciąć liny, ale nóż poranił mi nieco dłoń. Syknęłam, ale po paręnastu minutach udało się.
- Wychodzimy stąd. Gdy wejdzie tu któreś z tych wariatów i drzwi będą w miarę otwarte, trzeba będzie ich ogłuszyć. Jasne?
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
-Mhm... Ją zostawiamy?-Spojrzałem na Murph.
Offline
Spojrzałam na niego zabijającym wzrokiem. Źle się czułam, było gorąco, ale adrenalina wciąż działała.
- Żartujesz sobie. Powiedz, że żartujesz Aleks. Rodziny się nie zostawia. - Jęknęłam, masakrując się z liną na nogach.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
-Ale ja nie mam jak jej wziąść, mam kajdanki na rękach-Pokazałem ręce.
Offline
Usłyszałem jakiś hałas zza drzwi, więc natychmiast ruszyłem w kierunku trójki więźniów. Wszedłem do środka, gdzie zastałem ich wolnych. Spojrzałem na nic zdezorientowany.
Jak wam się udało? - powiedziałem z niedowierzaniem, wyciągając zza paska paralizator.
Offline
- Odsuń się - powiedziałam drżącym głosem. - To się źle skończy. Dla ciebie. Dla twojego szefa i reszty. - Stałam z nożem wycelowanym w niego.
Już miał mnie zaatakować. Już miał coś zrobić. Chyba byłam zbyt przerażona, ale uderzyłam go nożem. A właściwie wbiłam ostrze w ramię i chwyciłam za kluczyki z jego kieszeni.
- Bierz ją, Aleks - krzyknęłam nie za głośno i otworzyłam szerzej ciężkie drzwi.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Wziąłem Murph i poszedłem za Sammy.
-To "bierz ja" zabrzmiało dwuznacznie.
Offline
Upadłem na ziemię, sycząc z bólu. Próbowałem jakkolwiek zatrzymać krwawienie, ale nic to nie dało. Po chwili wszystko było w krwi, w dodatku drzwi się za mną zatrzasnęły. Podbiegłem do niech, waląc pięścią o zimny metal.
- Cholera! - krzyknąłem. Devon mnie zabije.
Offline
- Och. Faktycznie. Ale na razie nie obchodzą mnie wasze relacje, bo musi stąd wiać, więc trzymaj ją i biegnij za mną - mówiłam trochę osłabiona. - Musimy jechać do siedziby.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna