Nie jesteś zalogowany na forum.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Była już noc. Gwiazdy jasno świeciły, a księżyc wznosił się jak w bajce. Uwielbiałem takie momenty. Ciche, spokojne, magiczne. To były właśnie te chwile, w których wszystko, co złe odpływało, a umysł się oczyszczał. Pozostawało dobro, to co każdemu się należało w życiu.
Upiłem łyk kawy z termosu i oparłem się bardziej o barierkę. Mimo ciepłych dni, wieczory stawały się chłodne.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
To był właśnie ten moment, gdy kończyłam pracę. Jednak... Dzisiaj było inaczej. Coś podpowiadało mi "nie idź jeszcze." Wyszłam schodami w górę i znalazłam się na dachu, gdzie dostrzegłam sylwetkę mężczyzny, ale nie byłam do końca pewna kim jest, więc... Po prostu się przyglądałam, idąc powoli do przodu.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Usłyszałem czyjeś kroki za sobą, więc bezwiednie przekręciłem głowę w bok.
- Och, Sammy - powiedziałem z lekka zaskoczony. Rzadko się zdarzało, aby ktokolwiek tu przychodził, ale dzisiaj... dzisiaj było inaczej. Jakby miało się zdarzyć coś wyjątkowego.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Uniosłam brwi z małym zaskoczeniem, choć... czy aby na pewno?
- Ward - mruknęłam z lekkim rozbawieniem. - Myślałam, że... nikogo już dzisiaj nie będzie. - Przeniosłam wzrok na mężczyznę. - W sensie, wszyscy skończyli pracę.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Sądziłem, że zdążyłaś już zauważyć moją obecność nocami w siedzibie. Znaczy, często tu zostaje na dłużej. Coś jak taki drugi dom. - Próbowałem to wytłumaczyć, ale niezbyt mi szło. - Wybacz, pewnie masz mnie za szurniętego pracoholika. - Zaśmiałem się cicho pod nosem i spojrzałem na Samanthe, próbując odgadnąć co tak naprawdę chodzi jej po głowie.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
- Gdybym miała, pewnie bym gdzieś zwiała - zauważyłam z nieśmiałym uśmiechem, opierając się o barierkę obok Warda. - To jest tak, że... czasem ma się po co wracać do domu. A czasem nie. - Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Jeszcze dosłownie sekundę jej się przypatrywałem, aż w końcu odwróciłem wzrok.
- Być może coś w tym jest - przytaknąłem. - A więc wychodzi na to, że oboje nie mamy po co wracać do domu w tej chwili - stwierdziłem rozbawionym głosem, choć w rzeczywistości zastanawiała mnie postawą Sammy. Nie licząc Murph, była drugą osobą, której za nic nie mogłem rozgryźć.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Czyli... nie mogłam się przestać zastanawiać, co tak naprawdę się zdarzyło, choć sytuacja była dosyć prawdziwa.
- Nie mamy - dodałam cicho z rozbawieniem, wciąż rozmyślając. - Szczerze... wyglądasz na dosyć zamyślonego - wyznałam z lekkim uśmiechem. - Masz jakąś... główną myśl?
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
- Bardziej bym powiedział, że kilka, prawie nic znaczących, ale zawsze odgrywających ważną rolę w naszym życiu. Cóż, nie sądzę, abyś przyszła tu słuchać opowieści samotnego faceta. - Parsknąłem. - Jaki był twój cel przyjścia tutaj?
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Samotny.
- Prawdopodobnie, żeby... ochłonąć i pomyśleć. - Zaśmiałam się cicho, może z małym zawstydzeniem. - Boże, to takie... dziwne. Inne. Dwójka ludzi, którzy niby pomagają innym, a jednak nie do końca i... - Mój wzrok znów zatrzymał się na nim, ale w zasadzie nie wiedziałam co zbytnio dalej mówić.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
... którzy nie potrafią pomóc samemu sobie. To powiedzenie było dosyć powszechne w dzisiejszych czasach i coraz więcej ludzi popadało w jego wir.
- W pełni cię rozumiem, Samantho. To coś więcej nic dziwne i jak na razie nie zapowiada się, abyśmy przestali być dziwakami. Wiesz, coś w rodzaju przyzwyczajenia. Choćbyśmy próbowali czegoś nowego, to wciąż będzie wracać do przeszłości. Bo ona zawsze będzie się za nami ciągnąć, taki wieczny łańcuch. Skutek uboczny życia - dodałem ciszej. O kim mówisz, Wardzie?
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
- Wiesz co, masz rację - mruknęłam pewniej. - Ale przydało by się pozbyć tej przeszłości. Jasne, nie zapomnimy. Ale spróbować zapoczątkować coś nowego. - Mój wzrok był cały czas wpatrzony w jego twarz, choć robiło się już całkowicie ciemno i ledwo mogłam cokolwiek zobaczyć, więc zrobiłam mały krok w przód.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Czułem jej obecność obok tak wyraźnie, jak nigdy przedtem. Odwróciłem się w jej stronę. W ciemności jedynie mogłem dostrzec ten błysk w jej oczach, który wręcz mówił "zrób to". Ale czy... Czy ja aby na pewno byłem gotowy?
Przez dłuższą chwilę biłem się z myślami.
- Co jeśli ten początek, wiązałby się z nowymi wyzwaniami i przeciwnościami losu, na które nie jesteśmy gotowi?
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
- Czas się zmierzyć. Nikt tego za nas nie zrobi - mówiłam cicho z tym maleńkim uśmiechem i nadzieją.
Bo to mogło być możliwe. Jego twarz była praktycznie przy mojej, co napawało mnie dziwnym, elektryzującym uczuciem. Wystarczył tylko moment. I nie chciałam dłużej myśleć. Stanęłam na czubkach palców, żebym w tej ciemności mogła coś zobaczyć i prawie, że niezauważalnie, delikatnie musnęłam jego wargi swoimi, czując jak te wszystkie emocje znów się we mnie wzbierają.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Straciłem poczucie czasu. Miałem wrażenie, że ten ułamek sekundy trwał wieczność. To było to, od czego uciekałem. Nie chciałem tego czuć, to wszystko oznaczało zdradę, której nie mogłem się dopuścić...
Nie chciałem jej odpychać, cholera. Powinienem się domyślić, że to co do mnie czuła, to nie była jedynie przyjaźń. Jej usta na moich... nie. To się nie miało prawa wydarzyć.
- Samantho, nie powinniśmy - powiedziałem z lekkim zakłopotaniem odsuwając się w tył. Zapomniałem, że w ręku trzymałem otwarty termos z kawą, która teraz wylądowała na mojej koszuli i patrzyła. Ścisnąłem usta w wąską linię. Skupiłem się na jej twarzy, pokrytej ciemnością Przez co kompletnie zapomniałem jak powinno się stawiać kroki i runąłem, jak długi do tyłu. Cholera.
- Nie, nie, poradzę sobie - zaprotestowałem twardo. Miałem mętlik w głowie. Czułem, jak one mnie obserwują, jak nie dają mi żyć. - Przepraszam, Samantho. Zobaczymy się później. - Wstałem i niemal biegiem popędziłem w dół, w stronę swojego gabinetu. Zaczęło się przyjaźnią i miało się nią skończyć.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
I w tym jednym momencie wszystkie emocje ze mnie wyparowały. Uczucie w klatce piersiowej było nie do zniesienia, kłuło, a nogi... czułam, że tracę panowanie. Jak teraz... jak teraz pokażę mu się na oczy? Ścisnęłam dłońmi mocniej barierkę, całkowicie się o nią opierając, ale nie zauważyłam, że pod moimi nogami znalazła się rozlana kawa, przez co gwałtownie poleciałam do tyłu i... boże. Nie. Czy ja... czy naprawdę... wniosek, nie bierz picia na dach.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Byłem kompletnie zdezorientowany. Choć do mojego teraźniejszego stanu pasowałoby wiele innych określeń. Buzowały we mnie uczucia, których nie potrafiłem zrozumieć. Których nie chciałem rozumieć.
Potrzebowałem powietrza. Musiałem odetchnąć, a w biurze się dusiłem. Otworzyłem okno szeroko i wychyliłem się, rozkładając ręce na boki. Potrzebowałem znaku. Musiałem wiedzieć, co powinienem robić. Nie mogłem pozostać dłużej w takim stanie, raniłem ją, ale nie potrafiłem jej dać tego czego oczekiwała.
- Muszę wiedzieć... - wymamrotałem, przymykając oczy, gdy nagle poczułem dość spory ciężar w moich ramionach. Pociągnięto mnie automatycznie w dół, ale zaparłem się nogami o podłoże i z przerażeniem spojrzałem na dziewczynę w moich rękach.
- Boże, Sammy - powiedziałem pospiesznie i uniosłem głowę w dół.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Chcę żyć. Boże, zabita przez kawę, wspaniale. Ale nie spojrzysz mu już w oczy... I nagle się zatrzymałam. Czy to właśnie ten punkt jest niebem? Słowa do mnie nie docierały. To wszystko było... Cholera. Co to miało znaczyć?
- To nie tak - wyjąkałam.
Boże, powinnaś uciec.
- To... - kawa.
Wciąż jesteś w jego ramionach.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Pospiesznie wciagnąłem ją do środka i położyłem na kanapie.
- Jezu, Sammy. - Spojrzalem na nią jeszcze bardziej zdezorientowany. To był ten znak...? - Jesteś cała? Boże, czy ty spadłaś z dachu?
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Co chcesz mu powiedzieć? Że wolisz nie rozmawiać? Nadal byłam w głębokim szoku.
- Nie wiem. Nie wiem co się stało, ja... - Przymknęła na chwilę powieki.
Znajdź rozwiązanie.
- To nienormalna sytuacja. Ja nie chciałam... - mówiłam zdezorientowana.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Uspokój ją. Spraw, aby poczuła się bezpiecznie.
- Gdybym tam został... Gdybym nie zachował się, nią kompletny tchórz, nic by się nie zdarzyło. Boże. - Przetarłem dłońmi twarz. Nie byłem niczego pewien. - Przepraszam, Sammy. Wciąż nie dociera do mnie myśl, że mógłbym cię stracić. Ja... Nie wiem. - Spojrzałam na nią przez palce. - Nie chciałem, aby tak wyszło, ale też nie chciałem, aby do tego doszło. - Próbowałem to wyjaśnić w jakikolwiek sposób, ale prawda była taka, że jeszcze bardziej się pogrążałem w tym wszystkim.
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
- Hej, spokojnie - mruknęłam, choć sama byłam kłębkiem nerwów. - Gdybym... Tego nie zrobiła, to cała sytuacja nie miała by miejsca. - Zagryzłam wargę, patrząc się w sufit. - Przepraszam. To wszystko jest cholernie pokręcone. - Uśmiechnij się i powiedz jeszcze, że będzie dobrze, wspaniałe.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Usiadłem na kanapie obok. Mój wzrok stał się rozbiegany, nie zatrzymywał się na niczym nie dłużej niż kilka sekund. A zwłaszcza na Samanthcie. Pocałowała mnie. Co powinienem zrobić?
- Właściwie to dobrze się stało, Samantho. - Zacząłem. - Teraz wiem dokładnie na czym stoję. - Westchnąłem, patrząc na nią, ale nie za długo. - Powinniśmy zachować się, jak dorośli. Czy... Przepraszam za dobór słów, ale muszę być pewien. Oczekujesz czegoś więcej?
Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.
Offline
Byłam dostatecznie opanowana, aby podnieść się i usiąść, a potem po prostu patrzeć na San Francisco. Rozmawianie o tym czego oczekiwałam było na razie za trudne. Za trudne by powiedzieć "chciałabym, abyś odwzajemnił to uczucie" czy coś w tym stylu. Albo byłam po prostu tchórzliwa.
- To skomplikowane pytanie - zauważyłam, obejmując się ramionami. - Dobrze wiesz, że nawet jeśli bym... oczekiwała to się nie uda. Oboje wiemy. - Spojrzałam na kafelki. - Przeszłość robi rany.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline