Nie jesteś zalogowany na forum.
-Tak, rozumiem..
Offline
- A jeśli coś się będzie dziać, zgłoś się do Warda, dobrze? Tylko błagam cię, spokojnie. Zero zemsty. - Westchnęłam. - Poradzisz sobie. Masz kogoś na kim ci zależy, tak?
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Arti, April...
-Tak mam.. Co to ma do rzeczy?
Offline
- I jaki jesteś wobec nich? - zapytałam, patrząc na niego.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Zastanowilem się.
-Opiekuńczy, miły, spokojny, częściej się uśmiecham... Hmm.. No czsami trochę nad opiekuńczy..
Offline
- Jest zmiana - podsumowałam. - Spróbuj być taki.. choć trochę wobec Murph, ale bez opiekuńczości. Może to coś pomoże - odpowiedziałam z zastanowieniem.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
-To jest dość trudne, szczególnie gdy ktoś Cię ciągle obraża.. Ale mogę się postarać.
Offline
- Wiem, wiem - przyznałam.
No właśnie, Murph się nie zmieni i tyle.
- Staraj się być od niej lepszy. Stać cię na to - mruknęłam z krzywym uśmiechem i spojrzałam na zegar. Oho, powrót do papierów wzywa. - Będę zmywać się do swojego biura, ale jak coś, wpadnij. Nikt się nie domyśli. - Prawie parsknęłam. - Powodzenia.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
-Jasne, dzięki Sammy..
Offline
- Nie ma za co, Aleks. - Wzięłam kubek ze sobą i powoli ruszyłam do drzwi. - Uważaj na Murph i staraj się przeżyć. - Po tych słowach wyszłam.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
-Okey.. Postaram się..
Offline
Jeden z wysokich wieżowców i bezpieczeństwo, oho. Tak naprawdę chciałem już wrócić do mieszkania, ale ta sprawa musiała być wykonana. Wjechałem windą na najwyższe piętro, a później idąc korytarzami dostrzegłem pewną znajomą postać.
- Aleks? - Uniosłem brwi.
Offline
Odwrocilem się, słysząc swoje imię.
To ten facet co April z nim przyszła... Jak on miał... Aaron?
-Słucham?
Offline
- O, czyli to ty. - Zastanowiłem się.
Świetnie, i co jeszcze?
- Jeśli masz czas, mógłbyś pokazać pokoje pracowników? Nakaz sprawdzania bezpieczeństwa - odparłem, podnosząc wzrok na mężczyznę.
Offline
Nie odzywajac się, zaprowadzilem go tam gdzie chciał.
Offline
- Ciężki dzień? - kontynuowałem. - Nie wyglądasz na zadowolonego. - Nacisnąłem klamkę do drzwi pierwszego z pokoi.
Offline
-Może.-Kontynuowalem czytanie notatek z uczelni.
Offline
Obszedłem cały pokój i nic. Został niewzruszony.
- Na weselu wydawałeś się całkiem... inny. - Chyba, że to sprawka alkoholu. - Nie żebym coś do ciebie miał - dodałem od razu.
Offline
-Mhm... Inny? Czyli jaki?
Offline
Podrapałem się po brodzie, wzruszając przy tym ramionami.
- Cóż, ta cała sprawa z bananem, wcześniej z April. Emanowałeś energią - zauważyłem. - Coś się zmieniło?
Offline
-Nie. Byłem po prostu zły na Collins, za klamanie i ośmieszanie mnie.
Offline
- Ta która... wyciągnęła z ciebie banana? - Po chwili zorientowałem się, że to faktycznie musiało głupio brzmieć. - Wybacz, nie o to mi chodziło - mruknąłem, kręcąc głową.
Offline
Prychnalem.
-Rób co masz robić, a nie gadasz ze mną.
Offline
- Sprawdzam aktualnie... twój gabinet - odpowiedziałem rozbawiony, zaglądając do szuflad.
Gdzieś mignęło mi jakieś zdjęcie i...
- Trzymasz pistolet w szafkach. - Wyciągnąłem broń.
Offline
- Tak, mam też pozwolenie na nią.
Offline