Nie jesteś zalogowany na forum.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Mocniej przyciskałam ręcznik do nosa. Wyglądał paskudnie. Miałam być spokojna, ale za każdym razem, gdy go dotykałam - widziałam Aleksandra.
Podniosłam na chwilę głowę w górę, aby coś poprawić i wtedy... bum. Wpadłam na kogoś. Świetnie. Odbiłam się do tyłu, cudem zachowując równowagę.
- Przepraszam - burknęłam jedynie. Nie miałam czasu na kłótnie, chciałam załatwić to, jak najszybciej.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Ten głos.
Odwróciłem się gwałtownie.
- I ty twierdzisz, że to nie jest przeznaczenie - mruknęłam i na nią spojrzałem. - Jejku, kto ci to zrobił? I wiedz, że mówienie "spadlam ze schodów" oznacza przyznanie się do przemocy - uświadomiłem jej od razu. Była nienaturalnie blada.
Offline
Zmarszczyłam brwi.
- Nie miałam na celu tego mówić - stwierdziłam zirytowana. Spokój, Murph. Miałaś się nie kłócić. - Taki debil złamał mi nos. - Tutaj już nie obyło sie bez warknięcia. - Nic wielkiego, sorry, spieszę się. - Westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
Jeszcze cię dorwę, Aleksandrze.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Ruszyłem za dziewczyną.
- Nie powinni cie przyjąć? Znam tu ludzi... - Bo twoi pieprzoni rodzice dają kasę na ten szpital. - Jeśli nie chcą cie przyjąć teraz to moge coś na to poradzić...
W sumie to byłem zmieszany. Jak można złamać nos kobiecie? Jak w ogóle można podnosić rękę na kogokolwiek, a w szczerości... Nawet nie chciało mi się już o tym myśleć.
Offline
Szczerze mówiąc byłam zmęczona, więc po prostu odpowiadałam na zadane mi pytanie.
- Właśnie zmierzam w tym kierunku, koleś. - Wywróciłam oczami. Odwróciłam się, by na niego spojrzeć, lecz lada chwila wróciłam przed siebie. - Nie wiem kim jesteś i czemu pracownicy szpitala mają cię słuchać, i w sumie niezbyt mnie to obchodzi, ale nie dzięki. Świetnie sobie radzę.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Przeczesałem włosy palcami.
- Ja tylko oferuje pomoc, Złośnico , bo nie wyglądasz jak byś się świetnie czuła - burknąłem lekko podirytowany zachowaniem dziewczyny. - I tyle.
Offline
Zatrzymałam się gwałtownie, odwracając na pięcie.
- Naprawdę, nie chcę się kłócić w takim stanie, kolego, więc proszę przestań - powiedziałam nad wyraz spokojnie, choć jakby z nutką goryczy. - I jakbyś chciał mi pomóc hę? I nie mów, że przez dotrzymanie towarzystwa, bo nic ci to nie da.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Westchnąłem ciężko.
- Proszę bardzo, wedle życzenia - mruknąłem ironicznie i zatrzymałem się, a Złościca nadal szła do przodu i pomimo, że miałem ochotę dotrzymać jej towarzystwa, nie ruszyłem się z miejsca.
Offline
Nie słyszałam za sobą żadnych kroków. Ukradkiem oka nawet spojrzałam, czy idzie, ale nie. Ten koleś nie ruszył się z miejsca. Również się zatrzymałam. Ponownie. Cholera, co się dzieje Murph? Czyżby poczucie winy się w tobie pojawiło?
Musiałam policzyć do trzech, nim powiedziałam to, co powiedziałam.
- Frajerze, idziesz czy nie? - zawołałam do niego naburmuszonyn tonem. Mimo wszystko mógł się przydać w szpitalu.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Parsknąłem.
- Śmieje się z facetów, którzy twierdzą, że kobiety są z innej planety, ale przez ciebie zaczynam wierzyć w ich teorie - mruknąłem już mniej nadąsany, a moja pewność siebie zaczęła bardzo szybko wracać.
Offline
Zignorowałam jego słowa.
- Nie będę na ciebie czekać, kolego. - Westchnęłam i nawet nie patrząc, czy ruszył się z miejsca, ja posunęłam się do przodu. - Opowiedz o tym szpitalu - rzuciłam dla zabicia czasu. Naprawdę się na to zgodziłam?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Ruszyłem za dziewczyną i ją dogoniłem. Wzruszyłem ramionami.
- Szpital - mruknąłem rozbawiony. - Jestem tylko pomocnikiem kucharza, mieszkającym w małej kawalerce na poddaszu.
Offline
Przewróciłam oczami.
- Nie licz na to, że cię będę odwiedzać, jak opowiesz mi o tym, co robisz i gdzie mieszkasz - burknęłam. - Wyjechałeś z tym, że nie chcieli mnie przyjąć i mógłbyś coś z tym zrobić. O co ci chodziło? - Zmarszczyłam brwi.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zmarszczyłem nos.
- Mógłbym zrobić wielką awanturę i zamieszanie - mruknąłem rozbawiony, równjąc się krokiem z dziewczyną. - Wiem, że nie masz ochoty mnie odwiedzać i nie będę nalegał. Jestem upierdliwy ale chyba nie aż tak nachalny.
Offline
- Z tym numerem telefonu to również nie nachalność? - Prychnęłam. Dochodziliśmy do szpitala. - Och, jak ja mam ci dziękować za to bezpieczne odprowadzenie pod sam szpital? - mruknęłam, a mój głos był przesiąknięty sarkazmem.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Może by tak jakieś spotkanie? Mhm, czy mam się męczyć nad zdobywaniem twojego adresu? Zabawa w chowanego wyszła już chyba z mody - mruknąłem, wkładając dłonie do kieszeni i uśmiechając się słabo.
Gdy na nią patrzyłem, było mi słabo na myśl tego dupka, który jej to zrobił.
- Ale nie będę cię teraz zatrzymywał. - Skinąłem głową w stronę wejścia do szpitala.
Offline
- Z numerem poszło bez problemu. - Pokręciłam głową. - Zastanowię się - rzuciłam jedynie, aby dłużej tam nie stać. To wszystko było jakieś chore. Popierzone. Mruknęłam coś jeszcze pod nosem i ruszyłam w stronę izby przyjęć. Błagam, załatwmy to szybko.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Cześć, Złośnico! - zawołałem za nią na pożegnanie. To zdecydowanie nie był jej dobry dzień ale przecież nie pomożesz człowiekowi na siłę. Westchnąłem ciężko i włożyłem dłonie do kieszeni. Czas iść do domu...
Offline
***
Rozejrzałem się po sali i na 3 łóżku zobaczyłem Murph. Podszedłem do niej i usiadłem na krześle obok łóżka, przyglądając się jej spokojnej twarzy. Powieki miała zamknięte, a na policzkach cały czas widziały czerwone plamy. Na szyji zobaczyłem jakaś wysypkę. Ręce też miała w plamach. To musiało być jakieś uczulenie, nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Oparłem łokcie o kolana, a brodę na dłoniach, rozmyślając czy jednak nie powinienem się stąd zwinąć.
Offline
Obudziłam się, jednak nie otwierałam oczu. Nie byłam gotowa na tę walkę ze światem, która nastąpi zaraz po spojrzeniu na niego. Ale też miałam dość ciągłych obrazów Aleksa w mojej głowie. Ktoś powinien powiadomić tego kretyna co zrobił. Choć pewnie był świadomy wszystkiego. Zacisnęłam mocniej palce na prześcieradle, ale nic to nie dało. Byłam okropnie zmęczona tym całym uciekaniem. Uchyliłam powieki, mrużąc je przed światłem z lamp. Z początku nie zauważyłam drugiej osoby obok, ale gdy tylko tak się stało, odskoczyłam na bok. Serce mi przyspieszyło, czemu wystraszył mnie jego widok?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Spokojne - mruknąłem wystraszony jej reakcją. Wstałem z miejsca. - I tak miałem już wychodzić - dodałem szybko, jeszcze raz odrzucając ją badawczym spojrzeniem.
Offline
Przymknęłam oczy.
- Pomyliłam cię z kimś - powiedziałam jedynie, kaszląc na boku. Rozejrzałam się wokół. Pusta biała sala. Ten zapach. Mówiłam, że nienawidzę szpitali? Popatrzyłam na szafkę obok. Nigdzie nie widziałam moich rzeczy. Skrzywiona spojrzałam na chłopaka. - Chcesz... - Otworzyłam oczy, oddychające głębiej. - Chciałbyś poinformować pewną osobę o tym, że tu jestem?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zmarszczyłem brwi.
- Tak, jasne. Mogę - mruknąłem, krecac głową. - W sumie... - Znów usiadłem. - Co się właściwie stało? - Nerwowo przeczesałem włosy palcami. - Gdybym nie zadzwonił... - powiedziałem prawie bezgłośnie do siebie.
Offline
- Gdyby nie twoja nachalność pewnie bym zginęła - dopowiedziałam cicho, obojętnie, jakby mnie to nie obeszło. Choć tak naprawdę było inaczej. Bałam się. - Pamiętasz tego frajera od złamanego nosa? - Nie czekałam na jego odpowiedź, kontynuowałam. - Dzisiaj zachciało mu się wywołać atak alergiczny. - Patrzyłam w punkt przed sobą, skubiąc palcami prześcieradło. - Ale bez obaw, wyjaśnię z nim wszystko, jak tylko wyjdę - dodałam z nutką złości.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline