Nie jesteś zalogowany na forum.
- Złośnico? - spytałem niespokojny. - Ej, Murph? Co się dzieje?! - dopytywałem zdenerwowany. Aż musiałem podnieść się z miejsca, bi nie byłem w stanie usiedzieć.
Pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy, że dziewczyna robi sobie żarty ale po chwili byłem już pewny, że coś było nie tak.
Offline
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, z cudem udało mi się wychrypieć adres mojego mieszkania. Nie rozpoznałam nawet do końca głosu, ale w tej chwili nie bardzo mnie to obchodziło. W kącikach oczu pojawiły mi się łzy, które ciurkiem zaczęły spływać po mojej twarzy. Jeszcze nigdy nie czułam się tak uzależniona od drugiej osoby, jak teraz.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
O cholera.
- Biegnę, to niedaleko mnie - powiedziałem zdenerwowany. Wybiegłem z mieszkania najszybciej jak umiałem omal nie skrecajac sobie nogi na schodach. Szybko zadzwoniłem po karetkę i podałem adres i że się dusi i tyle. Potem się rozłączyłem i biegłem co sił w nogach. Co się stało? Patrzyłem na numery.
Drzwi były otwarte.
Offline
Zrobiłam się cała czerwona, a gardło w tym czasie zdążyło tak mi spuchnąć, że każde kolejne zaczerpnięcie oddechu bolało jak nigdy. Tak dawno nie miałam ataku. Nikomu o tym nie mówiłam, skąd Aleks wiedział...?
Nagle usłyszałam kroki. Stawały się coraz głośniejsze. Powieki opadały coraz bardziej z każdą kolejną sekundą, lecz na widok osoby w progu się rozszerzyły. Byłam zła? Przestraszona? Zaskoczona? Szczęśliwa?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Podbiegłem do Złośnicy i usiadłem obok, podnosząc jej głowę z zimnej podłogi. Ledwo oddychała.
Rozejrzałem soe nerwowo, a potem znów spojrzałem na nią.
- Karetka już jedzie, zaraz tu będą - powiedziałem szybko. - Wytrzymaj jeszcze chwilę - poprosiłem zdenerwowany. Widziałem jak w jej oku powoli gaśnie ten błysk, który tak strasznie mi się w niej podobał.
Offline
Zaraz po nim do mieszkania wpadło dwóch ratowników z noszami. Byłam przerażona, nie mogłam już tego dłużej ukrywać. Perspektywa takiej śmierci przerażała mnie aż nad to. Cholernie się bałam, a żeby to zrozumieć, musiałam doświadczyć tego na własnej skórze. Kazali się odsunąć chłopakowi i znalazłam się pod opieką lekarską. Włożyli mi maskę na twarz i zaczęli pośpiesznie sprowadzać na dół, do karetki. Jednak ja wciąż szukałam przestraszonym wzrokiem chłopaka, który mnie uratował.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
- Jestem przyjacielem - odparłem zgodnie z prawdą.
- Nie może pan z nami jechać - powiedział ostro ratownik.
Nie wiem dlaczego ale w międzyczasie przejechałem dłonią po ręce dziewczyny. Wtedy Murph, przestała się tak rozglądać i spojrzała na mnie. To była dosłownie sekunda, bo zaraz była już w kartce.
Offline
Zaczęliśmy jechać. Zrobiło się wokół mnie zamieszanie, pytali o coś na zmianę, ale ja nie byłam w stanie im odpowiedzieć na cokolwiek. Czułam się wyczerpana, marzyłam o normalnym oddychaniu. Mówili coś o zasypianiu, co kompletnie mnie zdezorientowało. Ataki nigdy nie były takie mocne. Co on dodał do tych babeczek?
Dojechaliśmy do szpitala, gdzie od razu dostałam pomoc. Wstrzyknęli mi surowicę i podłączyli do mnóstwa kabelków, co nie było zbyt przyjemne. Kazali odpocząć, nie protestowałam. Byłam naprawdę wykończona. Ale obraz tego, co stało się przed karetką nie pozwalał porzucić rzeczywistości.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Weszłam do domu Murph i zaczęłam się rozglądać za kimś znajomym, jednak było to nie lada wyzwanie.
"Messy hair, that's what he likes on me"
Offline
Z lekkim wachaniem wszedłem do domu Murph na jej urodziny. Rozejrzalem się, było nawet nie tak wiele osób. Stanąłem pod ścianą, próbując się ukryć.
Offline
Od jakiegoś czasu siedziałam na stołku barowym, zmuszając samą siebie do dobrej zabawy. Ha, świetnie. Byłam już przyzwyczajona do ciągłej rutyny, więc to... Daj spokój, posiedzisz chwilę i pójdziesz.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Ostatnie poprawki. Wytrzymałam twarde spojrzenie w lustrze, myśląc ile ludzi musiało się już zebrać za drzwiami. Alkohol, zero ograniczeń, zabawa. Po prostu dobry wieczór.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Dni stawały się krótsze, a noce dłuższe. A ostatni raz, gdy się bawiłeś, skończyłeś nieprzytomny. Może coś w tym było...? A pieprzyć to. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem w tłum.
Offline
Podeszłem do barku. Nikt mnie nie znał,ja nie znałem nikogo, ale kogo to obchodzi? Nie wiem, co to za impreza, ale nikt nie rozdawał zaproszeń. Chyba. Cóż, w każdym razie nikt ich chyba nie będzie sprawdzał.
To, że się do Ciebie uśmiecham, nie znaczy, że Cię lubię. Mogę sobie na przykład wyobrażać, że stoisz w płomieniach.
Offline
Przeciagnelam się i weszłam na jakąś imprezę. Nie było tu nikogo kogo bym kojarzyła. Poszłam do barku po coś do picia, przyda się alkohol na jakieś tortury.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline
Większość myśli o nawaleniu się na imprezie, tak? A mimo, że nie byłam wstawiona, czułam jak dziwne uczucie przechodzi przez moje żyły. Czy szukałam tu kogoś szczególnego? W końcu, kto mógłby pojawić się na urodzinach Murph? Niech pomyślmy, cała ekipa Daydream? Chociaż czekaj, jego nie będzie. Ruszyłam gdzieś w tłum ledwo co widząc.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Wszyscy tańczyli, pili albo robili jeszcze inne rzeczy. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i biorąc kieliszek z szampanem ze stołu, wróciłem do tego tłumu. Wtedy poczułem jak jakaś mała postura na mnie wpada, a kieliszek się tłucze.
Offline
- O Boże, przepraszam! - wykrzyknęłam, bo w tym tłumie faktycznie nie było nic słychać.
Podniosłam głowę, bo mężczyzna przede mną był naprawdę wysoki.
- A-Aaron? - zapytałam z wahaniem.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Twarz dziewczyny była naprawdę znajoma, ale za nic nie mogłem jej skojarzyć.
- Niech zgadnę, ktoś od Donny - strzeliłem. - Wybacz, ale nie pamiętam twojego imienia - przyznałem.
Offline
Szedłem między ludźmi, patrząc na swoje buty gdy nagle w kogoś wszedłem.
-Przepraszam.-Powiedziałem patrząc na jakąś dziewczynę.
Offline
Pokiwałam głową jeszcze przez chwilę się rozglądając. Jego nie będzie. Minął miesiąc, Sammy. Poznaj kogoś.
- Samantha - odparłam z niepewnym uśmiechem. - Jak widać, każdy zna Donnę w tym mieście. - Parsknęłam cicho. - Jej przyjaciółka.
Bez wątpienia zakończenia są trudne, ale tak naprawdę nic się nie kończy
Offline
Odwróciłam się i ujrzałam jakiegoś mężczyznę. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Yhymm spoko... - mruknęłam
"Messy hair, that's what he likes on me"
Offline
Jezu, impreza. IMPREZA. Kurfa, Brandon mi nie pozwolił. Ale co on wie. On się nie zna. Z szerokim uśmiechem wkroczyłam na salę.
- ELO BICZYS! - wykrzyknęłam głośno się śmiejąc i przy okazji wpadając na jakąś laskę. - HOLA PSYCHOPATKO!
Zachowuj się tak, jakbyś już był szczęśliwy, a zobaczysz, że faktycznie będziesz szczęśliwy.
Offline
Patrzyłem na swoje buty. Czułem się na tej imprezie nieswojo.
-Jak masz na imię?
Offline
Spojrzałam na kobiete.
-Hej.-Mruknelam.
A Kto Umarł Ten Nie Żyje
Offline